...

czwartek, 20 lutego 2014

Mam radochę


czyli Ku prokreacji ciąg dalszy
    
             Siedzenie w domu na macierzyńskim mogę porównać do oczyszczającej diety. Gdy wyeliminujesz ze swojego jadłospisu wszelki cukier: w napojach, owocach,  nie mówiąc o moich ulubionych wszelkiej maści wytworach Kinder i od tygodni jedziesz na wodzie i nieprzetworzonych produktach, zaczynasz dostrzegać niesamowitą słodycz brązowego ryżu, niezwykłą soczystość zielonego ogórka, a sos winegret na miodzie smakuje niczym badanie poziomu glukozy w ósmym miesiącu ciąży.

               Tak samo jest z codziennymi domowymi czynnościami.
Gdy urodzisz dziecko po pewnym czasie zaczynasz wracać do życia. Fizycznie jesteś już w formie. Próba podnoszenia niezliczonej ilości rozrzuconych zabawek wypadła wreszcie pomyślnie tzn. zdążyłaś to zrobić zanim mały wyszedł z wanny i zorientował się, że ktoś miał czelność wkroczyć na jego terytorium. Twoje nowonarodzone dziecko już nie wisi ci przy piersi 18 godzin na dobę i mąż życzliwie i z miłością jeszcze tego nie mówi, choć widzisz to w jego oczach, że najwyższy czas się ogarnąć.

              Trybiki twojego codziennego życia po kilku zgrzytach znowu nabierają rozpędu. Powolutku zaczynasz dostrzegać drobne przyjemności, których wcześniej, chodząc do pracy nie widziałaś.

            Wierzę, że człowiek wytwarza w sobie niesamowita wolę przetrwania, również psychicznego, znajdując pozytywne emocje tam, gdzie ich nie szukając już dawno zapadłby na ciężką depresję.  Pozytywne nastawienie jest mi tym bardziej potrzebne, gdyż jak wiecie z opisu O MNIE jestem daaaaaaaaleko od swoich.
A co się z tym wiąże?
Jeszcze będzie czas na użalanie się nad sobą. 
Jeszcze przyjdą chude dni.

 Dzisiaj tylko pozytywnie.

A więc moi drodzy. Cieszy mnie (doprawdy się uśmiecham):

- zamykanie z impetem wypełnionej po brzegi zmywarki 

Ale uwaga! Dźwięk pikającej zmywarki już mnie tak nie zachwyca bo to oznacza, że wszystko jest już czyste i będę musiała niedługo ją opróżnić.

- dźwięk piorącej pralki

Ale uwaga! Nie wirującej! Bo to oznacza, że za chwilę czeka mnie wyjmowanie ubrań

- dobranie fajnego zestawu ubrań na drugi dzień do przedszkola dla mojego synka.  
  
Można tej czynności poświęcić więcej niż 2 minuty. Uwierzcie mi. 

- wymienianie zabawek w pokoju synka pod jego nieobecność

„Wybawione” wkładam do zakamuflowanej szuflady a wyjmuję inne. 
I tej czynności oddaję serce, główkując czym się zainteresuje synek. Której zabawki nie chować i ją „oszczędzić” na druga kadencję.
Ku mojej uciesze Piotruś zawsze po powrocie do domu zauważy, że coś się nowego  pojawiło w domu. 

- wgapianie się w świecący piecyk na rozruchu.

 Zawsze to lubiłam.

- praca z odkurzaczem 

 Bo mam nowy i fajny. HA!

No i to co lubię najbardziej.
Staram się rozwijać kulinarnie i gotowanie, jak nigdy sprawia mi przyjemność. Wszelkie fajne przepisy wprowadzone w życie nakręcają mnie na dwa dni.
Wiecie.
Zakupy, przygotowanie marynaty, finezyjne mieszanie w garach finezyjnymi łyżkami, jedzenie i później dwudniowe wyduszanie z męża nieustannych zapewnień, że ten wczorajszy obiad to był naprawdę ambitny i wystrzałowy i że kochanie rozwijasz się itd.

Podsumowując:

             Wszelkie moje domowe uciechy jak widać są bardzo energożerne i rzeczywiście kilka razy wysiadły nam korki.  Na szczęście mam zgrabną skrzyneczkę z małymi wajchami, którą też lubię otwierać, bo jest tam zgrabna karteczka z rozpiską, który dzyngiel za co odpowiada i że drugi z lewej to kuchnia.
Wajcha do góry i znowu mam radochę.

           Dam radę. Jeszcze tylko rok i znowu tak jak wszystkich normalnych ludzi będą mnie cieszyły sukcesy w pracy.