Nie wiem czy miałam jakiś pechowy tydzień, ale podsumowując
pewne wydarzenia i przywołując z pamięci poprzednie dochodzę do wniosku, że nikt nie potrafi być dla nas kobiet, mam, tak niewyrozumiały, niewspółczujący, okrutny jak druga kobieta i druga mama. Uśmiech w przedszkolnej szatni, a za plecami ta fajnie ubrana, radosna, otwarta mama, do której z pewnością jako pierwszej dosiadłabym się na zebraniu rodziców przywołuje na korytarz opiekunkę grupy i uprzejmie donosi:
- Czy dzisiaj jest taki chłopiec, Michał chyba ma na imię? Bo wie Pani, wczoraj w szatni słyszałam jak bardzo kaszlał przy ubieraniu, zakrywał ręką buzie, dusił się i takim słabiutkim głosem mówił "jestem chory" a mama jego mówi "nie gadaj głupot tylko ubieraj się szybko" i uciekli do domu. Dlatego tak pytam czy on dzisiaj przyszedł do przedszkola.