Odkąd pisze bloga regularnie odwiedzam inne. Trzeba być na bierząco z programem
konkurencji, może zerżnąć jakiś chwytliwy temacik lub w końcu zaatakować
konkretną, wdzięczną grupę odbiorców. A tak na serio, to uważam, że każdy przed
wrzuceniem 2000 znaków do sieci powinien przeczytać ich 4000. Wszyscy chcą
pisać, a nikt nie chce czytać.
Od linku do linku zawędrowałam do tekstu pewnego pana, który
utyskiwał na swoich sąsiadów i ich brzydki zwyczaj palenia papierosów na
balkonie.
Tutaj możecie go przeczytać.
Ponieważ odgruzowałam po zimie balkon i pożegnałam się na kilka miesięcy z suszarką do ubrań w
salonie, znowu mam równie „palący” problem powracający z sezonem letnim.
Podobno są na tej planecie tak empatyczni ludzie (to muszą
być moi bliźniacy genetyczni), że są skłonni palić w kuchni pod wentylatorem nad
gotującą się pomidorową. Nie palę, ale
jakbym miała to robić, to najchętniej zasłuchana w stukanie dzięcioła, na
rozciągniętym wśród drzew hamaku, w środku Puszczy Białowieskiej. Widzicie tą
różnicę?