...

niedziela, 23 marca 2014

Wiosenna oberżyna


                Jak to jest, że jeden dzień bliźniaczo podobny do poprzedniego doprowadza nas do czarnej rozpaczy, choć wczoraj w naszej głowie świeciło słońce? Wczoraj mycie dziecięcych ząbków było uroczą zabawą piaskowa klepsydrą, a dziś to batalia o choćby jednocykliczny ruch szczoteczką. Poranna kawa jeszcze wczoraj była słodka i pachnąca a dziś 12 % śmietanka nie powstrzyma cię przed dosłodzeniem i stwierdzeniem, że nie lubisz już swojego ulubionego kubka.

Są takie weekendy jak ten, gdy ściany zaczynają się kurczyć a sufit obniżać. Mała płacze, syn prawie ściągnął mi  spodnie, zupa kipi, telefon dzwoni, a ja nic już nie słyszę. Mam uczucie jakbym powoli wkładała głowę pod wodę. Mieszam delikatnie świderki w pomidorowej. Zastanawiam się, jak zostały zrobione. Wyobrażam sobie też w takich momentach, że wraca wreszcie mój małżonek. Wchodzi, widzi ten kocioł, podbiegam, szlocham mu w rękaw.  On zapewnia, że już nigdy mnie tak nie zostawi. 
Ale nikt nigdy tego nie widzi. W końcu wszystko wraca do swojego ładu i porządku, wraca też mój mąż.

Jak tak polegnę, to nie odzywam się do nikogo przez pół dnia. Porządkuję garderobę, składam pranie, robię przelewy bankowe, niedajboże wchodzę na allegro. Nie ma mnie.


                 Gdy przychodzi taki poranek w tygodniu, a ja nie mam ochoty na nic, przywołuję się do porządku. Przypominam sobie jak dzień wcześniej po śniadaniu chwytałam za hantle, jak śpiewałam pod prysznicem. Hej! Nic się nie zmieniło! Dzisiaj jest tak samo jak wczoraj. To ty się zmieniłaś. W twoim mózgu zaszła niekorzystna reakcja chemiczna, w wyniku której nie masz dobrego humoru. Zmuszam się do ruszenia z kanapy i powoli, bardzo powoli się rozkręcam. Muszę spróbować zrobić to do obiadu, bo mój humor zdecydowanie udziela się wracającym do domu chłopakom.

Mam nadzieję, że moja energia przygasa razem ze słońcem. W ostatni dzień jego bytowania, czyli w pierwszy dzień wiosny umyłam wszystkie okna by oddać mu dziękczynny hołd.
Teraz mam przynajmniej świetne tło do romantycznego śledzenia palcem spływających kropelek deszczu. Oczywiście wtedy małżonek zachwycony mą nostalgiczną pozą szybko chwyta za lustrzankę by uchwycić me mijające piękno.Ta wyobraźnia!

A propos piękna. 

                Ostatnio czepiłam się ostatniej deski ratunku by podbudować na wiosnę swój wizerunek. Ten jeden miesiąc zimy extra na pewno pozytywnie przyczyniłby się do poprawy widoczności efektów mojej diety. Krzykliwa góra na pewno zrównoważy to co poniżej. Wymyśliłam sobie, że obetnę, a raczej oberżnę swoje włosy maszynką do golenia. Pod linijkę.

Ktoś, coś ,kiedyś słyszał o tym?

Zadzwoniłam w tej sprawie do, podobno najlepszego i z pewnością najdroższego salonu w Żarach. Pan stylista fryzur (raz mi się wymsknęło u niego „fryzjer”) podobno jeździ do dużego miasta, więc miałam nadzieję, że pewnie słyszał o tej, jakże oszczędnej w czasie i niewymagającej specjalnego nadmiaru talentu technice obcinania długich włosów. Niestety nie słyszał i chyba nie miał ochoty usłyszeć tego ode mnie. Wsłuchiwałam się uważnie w jego słowa z nadzieją, że wykaże cień zainteresowania moim pomysłem i obieca się zapoznać z tematem. Dodam, że okres oczekiwania na wizytę - 1,5 miesiąca, dawał mu możliwość grania na czas. Wtedy zasłaniając oczy powiedziałabym, że może na mnie poeksperymentować. Jak chcesz mieć dobrego fryzjera musisz go sobie stworzyć.

Jedyne co usłyszałam to zapewnienie, że ten sam efekt z pewnością uda mu się osiągnąć przy użyciu równie nowatorskiego narzędzia zwanego nożyczkami.

 Chyba jednak nie mówimy o tym samym.

Coś mi się wydaje, że przy nowym, ostrym domowym sprzęcie mogłabym się umówić na takie cięcie z niejednym z was. Co o tym myślicie?


Zdjęcie STĄD
       
             Wiecie kiedy nie mówię tak ładnie, że mieszkam w małym miasteczku tylko nazywam rzeczy po imieniu, że mieszkam w dziurze? Kiedy nie mogę kupić w niej prezentu na urodziny. Kiedy jedyne filmy w kinie to dwa miesiące po premierze: „Obietnica”, „Sala samobójców” i „Atak Minionków” czy czegoś tam. Kiedy knajpy w tygodniu zamykają o 20-tej, ale może to i dobrze, bo po zmierzchu centrum to epicentrum wszelkiego podgranicznego plugastwa. Określenie "to miasto nigdy nie śpi" odnosi się do Tescowego parkingu, gdzie młodzież bawi się w "szybkich i wściekłych"... swoją szybko - wściekłą muzyką. Lepiej zgasić światło i nie patrzeć.

Udało się. 
Wniosek: Pisanie bloga nie tylko zmniejsza apetyt, angażuje pozostałych domowników w prace domowe,  zapoznaje z szalonymi zasadami pisowni i porządkuje myśli, ale również pozwala zapomnieć o szmatławym weekendzie.

Ej! Dzięki!


Tematy pokrewne: