Jeśli chodzi o muzykę to biorę co dają. Nie wyznaję żadnej muzycznej religii. Przeżywam długotrwałe fascynacje różnymi płytami, ale po wielu przesłuchaniach utworów jestem w stanie przekonać się prawie do każdej muzyki. Musiałby to być totalny gniot, żebym po wielokrotnym usłyszeniu go w radiu w końcu nie pukała z zadowoleniem nóżką.
Jeśli chodzi o Freddiego Mercurego to kojarzę go z plakatów na ścianach u starszego kuzynostwa. Pan z czarnym wąsem, kryjącym wielkie zęby w powyciąganych podkoszulkach na ramiączkach nigdy nie wzbudzał mojego zaufania. Queenomania ominęła mnie szerokim łukiem, ale nie jest to coś nad czym kiedykolwiek ubolewałam. Po wczorajszym koncercie Mateusza Ziółko w Żarach przyznaję, że utwory mają super. Chyba postać Freddiego była dla mnie zbyt przytłaczająca i słysząc ich utwory widziałam tego czarnego wąsa, który tak mnie straszył gdy byłam dzieckiem.
Zaśpiewane utwory przez darzonego przeze mnie szczerą sympatią Mateusza zostały odczarowane i teraz z przyjmnością odsłuchuję je jako moje ulubione z wczorajszego koncertu:
Zdjęcie STĄD
Za Mateusza trzymałam kciuki od początku trwania programu. Szczególnie gdy tuż przed finałem Vioce of Poland usłyszałam w jednym z wywiadów, że ma trzech synów miałam nadzieję, że wygra ten program i pokaże, że tam gdzie niejednemu facetowi wydaje się, że życie się kończy można jeszcze spełniać swoje marzenia.
Widząc jak chłopaki byli ewidentnie szczęśliwi grając na scenie, mimo bardzo niskiej frekwencji Żaran pomyślałam o ich rodzinach, o ich żonach i dzieciach, którzy sami sobie muszą rozpalać grilla w ten majówkowy weekend.
Jestem fanką Vioce'a więc pozwolę sobie zawołać:
- Ludzie! On wygrał Voice of Poland! Gdzieście byli wczoraj wieczorem gdy śpiewał piosenki Queen w naszej dziurze?!
Jeśli chodzi o wrażenia wizualne to powiem tak - gdybym wiedziała, że facet okaże się bardziej przystojny niż w telewizji i że będę stała pod samą sceną na pewno nie poszłabym na koncert prosto z basenu.
Domyślam się, że dużo osób myślało podobnie do mnie, że jak na gwiazdę przyjeżdżającą do 40-tysięcznego miasteczka przystało, Mateusz spóźni się. A tu koncert zaczął się dość punktualnie i trochę było bardzo brzydkich prześwitów nawet w pierwszym rzędzie. Niestety też się do tego przyczyniałam więc, niech mnie ktoś poprawi jeśli nie dopowiem, ale Mateusz zaśpiewał jeszcze:
i swój utwór z finału programu: (jestem bardzo wdzięcznym odbiorcą bo byłam poruszona tą piosenką od pierwszego refrenu):
Jak zwykle ubolewam nad akustyką koncertów na świeżym powietrzu, ale pamiętam jak śpiewał w programie i w moim telewizorze brzmiało to o niebo lepiej niż wczoraj na rynku.
A tu gdzieś skromnie, wśród gimnazjalistów, stoję ja. Widzicie mnie? Wgapiałam się w niego jak "sroka w gnat".