...

wtorek, 29 lipca 2014

Jestem ze wsi


          
          Koleżanki na spotkaniu klasowym za każdym razem dokuczają mi, że jako nowa w klasie, na pytanie nauczyciela gdzie mieszkam, odpowiedziałam:

- w polu

Naprawdę tego nie pamiętam!

            Całe życie chciałam mieszkać w mieście, jeździć na rolkach, chodzić na szkolne dyskoteki, biegać po sklepach, cieszyć się, że nie ma pierwszej lekcji, a nie mieć to gdzieś bo i tak nie ma innego autobusu, którym można dotrzeć do szkoły oprócz wczesnoporannego. Zawsze chciałam iść po lekcjach po prostu do domu, a nie na przystanek i po obiedzie znów móc się z kimś spotkać
Wkurzało mnie nawet to, że w ciepłym czerwcu musiałam tłumaczyć się dlaczego przyniosłam ze sobą sweter i jestem w pełnych butach. 

- Bo podczas gdy ty, droga koleżanko i drogi kolego z miasta przeciągnęłaś/eś się rozkosznie przy 23 stopniach ja już byłam od 1,5 godziny w szkole, a wierz mi 15 minut spędzone na zarośniętym trawą przystanku w oczekiwaniu na autobus  o godzinie 6.50 jest:

A. mroźny
B. mokry

Dzieciństwo i młodość na wsi były czasami dobijające

             Życie na studiach w Poznaniu zaspokoiło wszystkie moje niespełnione zachcianki pt: zejść na dół do sklepu i kupić sobie mleko, bo zachciało mi się przed snem kakao.

Teraz mam dzieci i też chętnie zaszyłabym się z nimi na przedmieściach, hodowała kury i króliki, jakiegoś kucyka, nocowałabym co weekend i latem całą rodzinę z Wielkopolski. Z rozrzewnieniem oglądam słodkie pejzarze z wiejskich seriali. Wszystko jest zielone, pachnące i świergotające. Te konsumowane, poranne jajecznice z jajek od wiejskich kurek, ze szczypiorkiem, na świeżym powietrzu, a wieczorem swojskie mleko w bujanym fotelu się pod kocem z owczej wełny i słuchanie świerszczy. Ktoś, kto nigdy nie mieszkał na wsi mógłby się dać na to nabrać. Z satysfakcją, że ja się nie dam widzę, że w żadnym "Ranczu" czy "Domu nad rozlewiskiem" akcja nigdy nie toczy się jesienią czy zimą. Latem też mam ochotę wziąć kredyt na 100 lat i już na placu budowy pompować dziecięcy basenik. Zimą dziękuję wszystkim bankom, że nie chcieli mi go dać. 

A może są wśród was tacy, którym zima na wsi kojarzy się przede wszystkim z kuligiem? Weźcie sobie "Chłopów" pooglądajcie, tam jest już więcej prawdy o wiejskiej sielance. Zimno i nudy.

             Oprócz tego, że lubię ciepło i sklep na dole, mam opory, aby nie zgotować mojej córce tego wiecznego poczucia, że mogłaby wiele, gdyby nie dzieląca ją odległość od wyżej rozwiniętej cywilizacji. Bo Piotrek, myślę że bawił by się na wsi doskonale, teraz przy zwierzątkach i w sadzie, czy za kilkanaście lat w szopie i garażu. Chłopakowi nigdy się nie nudzi na wsi i zawsze za nią tęskni w dorosłym życiu.

               Po wyjeździe do Poznania tak miałam dosyć Nowego Nakwasina, że miałam problem z przyznaniem się, że nie jestem z SAMEGO Kalisza. Z przyjemnością obserwuję w sobie dojrzałość, wynikającą z mojego nieuchronnego zbliżania się do 30-tki i teraz dostrzegam jednak pewne plusy mojego dawnego, wydawać by się mogło beznadziejnego położenia. Jestem ze wsi więc jestem: prawdomówna, szanuję wszystkich ludzi, jestem uczciwa i obsesyjnie sprawiedliwa, wymagająca od siebie i pracowita. Zaczynam i kończę wykonywać zadanie gdy muszę i gdy jest skończone, a nie gdy mi się chce lub już mi się nie chce. Ludzie są dla mnie ważniejsi niż zwierzęta. Nie boję się deszczu ani słońca, nie chodzę z katarem i kaszlem do lekarza, lubię chodzić boso, nie umieram gdy się spocę, zmęczę i gdy pogryzą mnie komary. Nie wyrzucam jedzenia, nie jeżdżę wszędzie samochodem, do kościoła nie chodzę w jeansach, boję się burzy i silnego wiatru. To moim zdaniem wynika z tego, że jestem ze wsi. 

O tych cechach, których w sobie nie lubię, lepiej nie mówić, ale tak tylko szepnę, że źle akcentuję czasowniki, nigdy nie byłam w Zakopanem i w wielu innych miejscach. Dzieci na wsi, w wakacje pomagają rodzicom, ciociom, wujkom lub chodzą do pracy, do zbiórki owoców. Każdego, w pierwszym odruchu wpuściłabym do domu i do dziś nie umiem jeździć na tych głupich rolkach.

Ale i  tak wygląda to całkiem fajnie :D


To właśnie do tego kościoła nigdy nie poszłam w jeansach;)Kościół pw. Św. Jana Ewangelisty w Koźminku






P.S. dobra, czasem było miło...;)