...

środa, 29 stycznia 2014

Mały dżentelmen

                     Takie nic za 15 zł kupione w Inter Marche, a jak potrafiło wprowadzić trochę kultury do naszej rodziny. Podpatrzona u mej „siostry przyrodniej” technika zaparzania pysznej kawy skłoniła mnie do zakupu prostego dżinksa. Pewnie wszyscy już to macie i używacie, ale dla mnie to odkrycie tego tygodnia. Zmieniło ono mój dotychczasowy sposób picia kawy z „na stojaka” na delektowanie się nie tylko jej ulepszonym smakiem, ale i procesem jej przygotowywania.


              
Zdjęcie STĄD 

              Ponieważ każdy bzyczek-elektryczek bardzo interesuje mojego syna, robienie kawy stało się 15-sto minutowym rodzinnym rytuałem. Tak nam się ta zabawa spodobała, że biedny tatuś musiał pić w weekend co najmniej dwie kawy dziennie.
Zaparzamy kawę w zaparzaczu (dla mojego synka oczekiwanie na moment kiedy mówię JUŻ! i można już docisnąć sito, jest niezwykle emocjonujący). Piotruś odkręca mleko, wlewa do rondelka, próbujemy łyżeczką czy już jest ciepłe. Odpalamy nasz nowy sprzęt i zalewam spienionym mlekiem filiżanki. Ten moment ja osobiście lubię najbardziej. 

Może kiedyś uda mi się zrobić chociaż zgrabne serduszko?



  Zdjęcie STĄD

                           No i na koniec Piotruś kręci młynkiem z przyprawą nad każdą filiżanką. Układamy domowe batoniki musli na talerzykach i zapraszamy na degustację (przepis na batoniki wrzucę jutro). Co ciekawe mój synek też zaczął pić z nami kawę i kulturalnie zasiadać przy tym do stołu. Muszę mu nalać resztę spienionego mleka do równie efektownej filiżanki i ułożyć zgrabne ciasteczko. Podczas całego procederu mówimy do siebie tylko ściszonym, delikatnym głosem pełnym uprzejmości, którego tak nie lubimy, gdy nas obsługują.

- plosie mamo, otuś grzeczny.

A sąsiedzi świadkami, że wszystkie potrawy przygotowujemy w permanentnym konflikcie.

                   I gdy już tak sobie siedzimy nad tymi kawami mój synek zmienia się w małego dżentelmena.
Mój mały aktor:

- no dobzie, no źle

To jego ulubiona „próba mikrofonu”. Sprawdza w ten sposób jak zmienia mu się głos. Robi to wkładając kilka gum do żucia do buzi, obsmarowując usta i policzki lizakiem czy wkładając głowę do pralki.

- no suchaj mamo otusia. Otuś rozmawia z mamą.

To znak, że tata ma się nie wtrącać nie zapytany uprzednio o zdanie.
I nawija po swojemu co mu przyjdzie do głowy.
Uwaga! Można nieśmiało (!) zadawać pytania.



Zdjęcie STĄD

                   Za te wydane z lekkim wyrzutem sumienia 15 zł (muszę częściej chodzić do sklepu, aby od czasu do czasu dać ponieść się emocjom) nieświadomie, lawinowo poczyniłam rewolucję również w innej sferze zachowania naszego  dżentelmena.
Mój synek jakkolwiek potrafi powiedzieć z większą lub mniejsza dokładnością każde słowo, nawet proszę i dziękuję  i nie ma za co, o tyle jedno nie przechodziło mu dotychczas przez gardło. Tym słowem było PRZEPRASZAM. Podobno jest to trudność, z którą boryka się niejeden maluch.
Wasz też?

Mój kochany zgrywus, tak wiecie, żeby był FUN, podczas wieczornej kąpieli w ferworze mycia całej kabiny zaczął dusić gąbkę nad podłogą. Wielokrotnie, sądząc po rozmiarze strat.
Chyba nie znam się na żartach.
Matka krzyczy, macha rękami pokazuje coś ścierką…i wyobraźcie sobie te wielkie niebieskie oczy spod wilgotnej blond grzyweczki, chudziutką, powoli chowającej się w ramionach szyjkę i pierwszy raz w życiu wypowiedziane słowa: 

- przeplasiam mamo.

Ugięły się podemną kolana. Przeszło 3 lata twoja matka synu czekała na ten moment.
I tu muszę przyznać, że może ciut-ciut za mocno wybuchnęłam euforią i nie ukrywałam, że miałam ochotę wytargać go z tej wanny i wytarmosić ze szczęścia.  Mały, widząc jakie zrobił piorunujące wrażenie na swojej matce chciał powtórzyć ten efekt… i to nie jeden raz.
                 Przez resztę wieczoru zdecydowanie nadrabiał zaległości. Za to wylewanie wody z wanny przepraszał mnie kilkanaście razy, za każdym razem z coraz większymi oczami i rozkosznie przekręconą na bok główką.
Aaaaaa… niech ćwiczy warsztat, zawsze powtarzam, że zostanie aktorem (choć mamie przy wspólnym pichceniu, na ucho, tak aby tata nie słyszał obiecuje, że będzie szefem kuchni).
            Doszło do tego, że kochany synek pukał rączką w stojąca lampę i mówił przepraszam. Otarł się o mnie przechodząc – PRZEPLASIAM MAMO.  Wyraźnie szukał konfliktu. Nie mogłam zakończyć tego dnia nieusatysfakcjonowana. Nie mogłam.





                 Czas na konkluzję. Nie trzeba drogich biletów do teatru czy opery, nie trzeba wiązać czerwonej muchy. Kultura pod strzechą za 15 zł.