...

poniedziałek, 27 stycznia 2014

4 dni do wyjazdu

           Odliczam czas do ferii. Wtedy to przychodzi ten piękny okres w roku kiedy zdanie 

- baci kalisa chce jechać

zagęszcza się. Specjalnie podkręcam tę atmosferę oczekiwania. Moje dziecko nawet na    Mikołaja nie czeka z taką niecierpliwością jak na ten wyjazd.

                  Mieszkanie daleko od rodziny daje mi tę możliwość bycia niezwykle oczekiwanym gościem.  Nie każdy ma miejsce gdzie może wyrwać się na dwa sympatyczne mroźne tygodnie. A ja mam. HA!
              Tak mniej więcej tydzień przed wyjazdem zaczynają się nieprzespane noce (o ile poprzednie przy 2 miesięcznym dziecku można nazwać w pełni przespanymi). Co zabrać? Co wyprać? Co wyprasować? Czy w ogóle jest sens prasować?
Czy mój synek bawił się zabranymi poprzednio zabawkami? Czego poprzednio zapomniałam. 
Teraz mając drugie dziecko myślenia i kombinowania jest dwa razy więcej. Myślenie o swoich rzeczach do zabrania pozostawiam na ostatnią chwilę. Prawdopodobnie o tym czy zapakować sympatyczne, choć przemakające, zimne i wywrotne kozaczki czy pozostać tylko przy górskich zimówkach i liczyć, że nie spotkam nikogo znajomego zdecyduje kaprys ostatniego przedpołudnia.  To o czym notorycznie zapominałam podczas dawnych weekendowych powrotów ze studiów do domu to szczoteczka do zębów i piżama. No nie dziwne to, skoro człowiek tego używa do ostatniej chwili przed wyjściem. Odkąd mam szczoteczkę elektryczną jej nieobecność sprawia mi największy dyskomfort. Kto ma ten wie, że powrotu do zwyczajnej już nie ma.

           4 godziny w aucie na zaśnieżonej drodze z samochodem zapakowanym po brzegi  często bez tylnego lusterka to dla niektórych rodziców wystarczający powód do stresu i „konfliktów wewnętrznych”. Na szczęście nasza starsza pociecha z racji wielu odbytych wypraw bardzo cichutko przejeżdża nawet te odcinki podróży, podczas których nie śpi. W zapasie zawsze pozostają śpiewanki – pokazywanki. 
                  Muszę się w tym miejscu przyznać, że stawiam siebie symbolicznie w szeregu przed dziećmi – siedzę z przodu. Mam nadzieję, że ustalona przed 3-ma laty hierarchia nie uległa zaburzeniu przez pojawienie się nowego maleństwa. 

            Uwielbiam te godziny podróży kiedy dzieciaki śpią na tylnej kanapie, a ja mogę porozmawiać z mężem, który nie ma dokąd uciec!!!


Widziałam kiedyś na lotnisku dzieciaki jeżdżące na takich walizkach. Mamusia ich ciągnęła. Jak wiadomo małe nóżki szybko się męczą… ale i regenerują. 


 zdjęcie STĄD

A za nimi ojciec z tym...

zdjęcie STĄD