...

niedziela, 29 czerwca 2014

Coś za coś



            W roku szkolnym uzgodniłam z synem, że w wieczór poprzedzający dzień wolny od przedszkola może oglądać wieczorną bajkę na komputerze leżąc w swoim łóżku. Nie zastanowiłam się, że przyjdą wakacje, czy też wcześniejszy czas chorowania na ospę i będziemy przeżywać swoisty "dzień świstaka". Dzisiaj pierwszy raz dzieciaki po kilkugodzinnych wojażach z dziadkami były wyjątkowo bardziej zmęczone niż ja i po odczekaniu aż zasną, wreszcie po dwóch tygodniach udało mi się zabrać komputer z małego białego stolika i pod pachą, ukradkiem przenieść go do kuchni.

             Jeśli jesteście z niewielkiej grupie osób, którzy chcą wiedzieć na bierząco co u mnie (pozdrawiam Cię mamo i kochana Emilko) to nasze wakacje na jeziorem, które tak malowniczo zapowiadałam TU zostały brutalnie przerwane zanim zdążyliśmy napompować piłkę i zmoczyć ręczniki.

Dokładnie w 6-tej godzinie pobytu pojawiła się wysypka. Mimo wszystko zachowaliśmy zimną krew. Po tym doświadczeniu stwierdziłam, że z całą pewnością jestem pozytywnie nastawinym do życia człowiekiem. Nie chlipałam sobie w rękaw i nie słałam żałobnych sms-ów do znajomych i rodziny, że z wakacji nici. Wiedząc już czego spodziewać się po tej chorobie i w jakim tempie się ona rozwija postanowiłam zostać jeszcze jeden dzień i jak w słodkim pamiętnikowym wierszyku mieć wesołą minkę, złapać go za ogon i dusić jak cytrynkę

Grill od 10 chodził na pełnych obrotach, łowienie ryb co 2 godziny, piłka, plac zabaw, lody, chrupki, ciasteczka, szło wszystko z lodówki jak leci. Dodam, że wypiłam szklankę piwa
Po powrocie do domu przeżyłam ciężkie dwa dni i ciężkie dwie noce tak jak się spodziewałam.
Wyszliśmy z drugiego zakrętu na prostą. Skóra Oli po ataku ospy wygląda jak powierzchnia księżyca - jest cała usiana kraterami. Ten widok byłby nie do zniesienia, gdybym miała moją dawną wrażliwość pierworódki, która płakała rzewnymi łzami na pierwszych szczepieniach dziecka.

             Różnica między przechodzeniem ospy u jednego i drugiego malucha polegały przede wszystkim na tym, że Ola nie potrafiła się podrapać więc nie musiałam jej upominać tak jak Piotrka - "nie drap, nie dotykaj, nawet nie patrz". Tylko z lekką niechęcią przyjmowała syrop i pozwalała smarować się kojącym swędzenie pudrem. Niestety dokuczała jej gorączka, której nie szło zbić do końca. Podwyższona temperatura rozpalonego ciałka przebijała prze ubranko przez całe dwa dni. No i kłopoty z trawieniem pokarmów. Wysypka występuje nawet na narządach wewnętrznych, również na jelitach. Musiałam również ulec małej pacjentce i na kilka dni złamać nową zasadę, że śpi tylko w swoim łóżeczku i mamusia już nie daje cycusia. 

             Piotrek, który przedwcześnie zakończył rok szkolny i siedział z nami w domu nie mógł uwierzyć, że smarowanie kropek nie boli, a syrop jednak da się wypić. No i Ola się nie drapie. Szkoda, że ta lekcja na nic już mu się nie przyda. Wierzę, że mój syn wydoroślał przez cierpienie, które na siebie poniekąd ściągnął odmawiając przyjmowania medykamentów. Aby w to wierzyć dłużej odwiedziliśmy fryzjera i pożegnaliśmy kochaną pieczarkę. Od września mały pójdzie chyba do pierwszej klasy tak wydoroślał. Teraz dopiero widzę, że pewne zachowania (jak bieganie z gołym tyłkiem do południa) zdecydowanie nie przystoją takiemu młodzieńcowi więc jeszcze bardziej wzmocniłam swoje postanowienie bycia stanowczą i konsekwentną.

Zdrowe dziecko w domu to skarb. Z wielkim westchnieniem ulgi witam każdy poranek i oglądam gojąca się buzię.




 



Tematy pokrewne: