...

środa, 24 września 2014

Usprawiedliwienie


           Gdyby stworzyć listę plusów i minusów posiadania dzieci z pewnością zapełniłabym niejedną A4 i zapisane byłyby i jedna i druga strona kartki. Ktoś mógłby powiedzieć, jak można tworzyć wogóle taką listę, przecież dzieci są cudowne i z wytrzeszczem dodać, że ktoś kto to robi jest CHHHHORY!!!
Gdy masz dwie pary butów i wiesz, że będziesz w nich chodzić do końca życia, to też przekonywałbyś mnie i wszystkich dookoła, oczywiście święcie w to wierząc, że nie trzeba Ci żadnych innych do szczęścia. Te są najwygodniejsze, najcieplejsze, ale i jak trzeba to klimatyzowane, zamortyzowane, z nutką sportowej elegancji, najbardziej uniwersalne, bez śladu wyłażącego kleju, super wytrzymałe, najlepsze buty na świecie. I to w najbardziej okazyjnej cenie na rynku, a decyzja o ich zakupie była twoją najlepszą w życiu. No i oczywiście nigdy, nawet stojąc zimą na przystanku w mokrych skarpetach nie żałowałeś jej, bo to nigdy nieprzygasająca, prawdziwa miłość!!!

Z boku może to wyglądać nieco inaczej więc staram się nie myśleć o swoich dzieciach jak o największym cudzie i objawieniu ziemskim, którego przyszło mi być świadkiem i zachowując odrobinę obiektywizmu jednak stworzyłabym taką listę i upieram się przy uzupełnieniu jej dwóch kolumn.

          Niestety, gdy myślę o przyjemnościach i ograniczeniach związanych z macierzyństwem wymieniałabym rzeczy zupełnie innego kalibru. Pewnie nie raz słyszeliście i czytaliście o chronicznym niewyspaniu, wszechogarniającej dezorganizacji otoczenia, załamaniu życia towarzyskiego, zacieśnieniu życia rodzinnego w linii Ty, Twoi  rodzice i teściowie. Takich kul armatnich jest mnóstwo. Kto ma dzieci ten wie, a kto jeszcze nie wie ten odemnie za dużo się nie dowie bo tak jak ja dopełniłam obowiązku wobec społeczeństwa tak i wy macie zadbać o to, abym po 39 latach pracy miała po co zgłosić się do ZUS-u.

Spójrzmy zatem na drugą stronę kartki. 

              Kiedy pracowałam w kinie zazdrościłam rodzicom małych smyków, że też zakładają gogle i bezkarnie włażą z wielką coca colą na senas 3D "Życie w głębinie", "Świat dinozaurów", czy nawet "Dzwoneczek i zaginione królestwo". Podżerają co chwilę z kubełków emememsy, popcorn i nadal udają, że przyszli tu bo maluchy tak ich o to prosiły. Co za kłamstwo. Zasłaniając się dzieckiem można łazić cały dzień po ZOO, gonić kózki w zagrodzie, gapić się na konie, koparki, przejechać się ciuchcią przez środek miasta, podżerać watę cukrową, wciągnąć 1,5 obiadu (w tym frytki z ketchupem, yupi), parkować na uprzywilejowanych miejscach, spóźniać się na spotkania (zawsze mówię, że mieliśmy toaletową awarie tuż przed wyjściem), przymierzać głupawe kapelusze i okulary w sklepach, oczywiście żeby rozbawić dzieci, składać przez pół dnia klocki lego - mały sam nie da rady,





Weekendowe wrześnie...
albo wrześniowe weekendy;) spędziliśmy na wiejskich dożynkach, dniach ziemniaka, jarmarkach. Kiedyś bym tam nie zabawiła przed zmrokiem, ale przecież trzeba dzieciom sprawić przyjemność, zapewnić fajne wspomnienia z dzieciństwa. Oczywiście wszędzie pchamy obok swój tyłek, do każdej kręcącej się filiżanki, samochodziku i kaczuszki. I balon z helem też trzeba potrzymać bo mu ucieknie.

             Co ciekawe, z moich obserwacji wynika, że potrzebami dzieci tłumaczymy naszą głupotę, bezmyślny upór i brawurę. Przed chwilą pod moim oknem jakiś tatuś przez dobre 15 minut podrzucał w górę sporych rozmiarów kostkę brukową i próbował nią zrzucić z gałęzi kasztany dla stojącej obok córki. Zastanawiałam się patrząc na tego bacę, który obcina gałąź na której siedzi jaki ostatni dźwięk wyda z siebie za chwilę jego łysy pusty łepek.